Zacznę od rzeczy niezbyt wesołych, żeby mieć to z głowy i żeby koniec był optymistyczny. Poczta Polska postanowiła dać ostateczny dowód na utratę kontaktu z rzeczywistością i od 1 marca podnosi ceny swoich usług. Najtańsza paczka standardowa, która do tej pory kosztowała 9,50 zł, wzleci swą ceną na niebotyczny poziom złotych 13. I i tak dalej.
Być może Ktoś Najważniejszy z PP otrzymał od Kogoś Jeszcze Ważniejszego nakaz błyskawicznej zbiórki funduszy na program 500+, być może planują tam podwyżki duże dla kierownictwa i dużo mniejsze dla szeregowych pracowników. Trudno powiedzieć. Pewne jest jedno - instytucja znalazła się na ostro nachylonej równi pochyłej i niechybnie zmierza ku samozagładzie. Niniejszym chciałbym życzyć miłej podróży, a wszystkich którzy do tej pory korzystali z tego sposobu zaopatrywania się w naszą kawę szczerze namawiam do przerzucenia się na paczkomaty (od 8,50 zł) lub usługi kurierskie (od 13,99 zł). Będziemy szybko szukać alternatywnych sposobów dostawy, tak, żeby ta podwyżka jak najmniej dotknęła naszych Klientów. A teraz, skoro pogrzeb mamy już za sobą, z radością przechodzę do spraw weselszych.
Pojawiły się u nas cztery nowe kawy. Na początek kilka słów o brazylijskiej kawie z Fazendy Londrina - rodzinnej plantacji w północnej Paranie. 20% ziemi należącej do plantacji jest nieuprawiana, a porastająca ją roślinność stanowi naturalne środowisko dla dzikich zwierząt. Ludzie pracujący na plantacji mają też zapewnione godziwe warunki, co w Brazylii nie jest normą lecz raczej wyjątkiem od smutnej reguły. Wszystko to sprawiło, że plantacja otrzymała certyfikat Rainforest Alliance. Kawa z Fazendy Londrina zagości u nas na dłużej bo jest nie tylko bardzo przyjemnym w piciu singlem, ale także idealną bazą do mieszanek espresso. Mieszanki zniknęły z naszego sklepu kilka miesięcy temu i wiem, że wielu z was na nie czeka. Stare nie powrócą, ale już w przyszłym tygodniu zabieramy się do komponowania nowej mieszanki.
Poniżej zdjęcia z Fazenda Londrina:
Tak jak wspomniałem, Londrina świetnie sprawdza się też bez dodatków, zwłaszcza jeśli zaparzacie kawę w ekspresach ciśnieniowych i kawiarkach. Ma gęstą konsystencję, jest bardzo słodka, łagodna i okrągła w smaku, w którym wyczujecie kakao i pomarańcze. Przyjemności ciąg dalszy zapewnia końcówka słodzona malinową pralinką.
Końcówka Rwandy Mwasa jest bardziej wytrawna, ale co najmniej tak samo fascynująca. Na języku pozostawia smak gałki muszkatołowej, słodki i równocześnie pikantny. Jak na arabikę odmiany Bourbon przystało jest elegancka i bardzo szlachetna w smaku. Przed wspomnianą już końcówką możecie liczyć na spotkanie z dojrzałymi wiśniami, śliwkami i mandarynkami. Do tego dochodzi charakterystyczne dla Bourbona kakao. W tej kawie naprawdę dużo się dzieje, ale w najmniejszym stopniu nie zakłóca to jej harmonii. Daje świetne efekty przy każdej metodzie zaparzania.
Poniżej: tak wygląda punkt obróbki Mwasa
Ziarna Rwandy Mwasa pochodzą z poletek i działek usytuowanych w regionie Muchaba, w zachodniej części Rwandy. Kawa jest ręcznie zbierana i dostarczana do niewielkiej Mwasa washing station, gdzie ziarna są obrabiane i skąd trafiają na sprzedaż.
Trzecia nowość to kawa ze słynnej, rodzinnej plantacji Las Lajas , położonej w rejonie Central Valley w Kostaryce. Obróbka odbywa się w Las Lajas Micromill należącym do trzeciego pokolenia producentów kawy – Franciscę i Oscara Chacon. Kawa jest podwójnie eko, bo po pierwsze jest organiczna (zero sztucznych nawozów), a po drugie jest obrabiana metodą honey przy której zużywa się dużo mniej wody niż przy częściej stosowanej metodzie na mokro. Także i w tej kawie czuć mocno kakao, ale nad tą kakaową bazą unoszą się morele i mandarynki. Końcówka jest zaś bardzo słodka i bardzo karmelowa. Jest uniwersalnie pyszna - sprawdzi się w dripie, aeropressie, kawiarce i ekspresie ciśnieniowym. Przymierzałem się do tej kawy już podczas poprzednich jej zbiorów, ale ziarna nie były tak wysokiej jakości jak teraz.
Poniżej ujęcia z poletek i punktu obróbki Las Lajas:
.
No i na koniec Królowa Balu czyli ostatni zbiór naturalnie obrabianej etiopskiej kawy z Rocko Mountain Reserve. Mieliśmy ją rok temu i była doskonała, ale najnowsza edycja jest jeszcze lepsza. Nie jestem wielkim fanem systemu według którego ocenia się i daje punkty kawom, bo smak to sprawa bardzo osobista i subiektywna, ale to, że Rocko Mountain znalazła się w bardzo wąskiej grupie kaw ocenianych na ponad 90 punktów z całego serca popieram. Te cudowne ziarna pochodzą z malutkich poletek rozsianych wokół Rocko Mountain, w etiopskiej prowincji Yirgacheffe. Podobnie jak rok temu, część dochodu ze sprzedaży kawy jest przeznaczana na rzecz fundacji Girls Gotta Run, która wspiera etiopskie biegaczki.
Kawa jest absolutnie przepyszna i to przy każdym sposobie zaparzania. Zapach jest powalająco truskawkowy i słodki, w smaku truskawek jest jeszcze więcej, a jedna pyszniejsza od drugiej. Drugiej tak wielowymiarowo truskawkowej kawy wcześniej nie piłem i pewnie prędko pić nie będę. A żeby było jeszcze ciekawiej , w jej smaku odnajdziecie też mango, cytrusy i mleczną czekoladę. Absolutna rewelacja.
Nawiązując do nowych cen Poczty - to zamianst wysyłac najtańszą paczką kawę, wyslijcie ją listem poleconym. List polecony (załózmy że gabaryt B) do 1 kg kosztuje 8,30. Proste - prawad?
OdpowiedzUsuńObiecuję, że damy poczcie jeszcze jedną szansę i sprawdzimy tę opcję.
OdpowiedzUsuńRocko Mountain jest fenomenalna... I rzeczywiście truskawki
OdpowiedzUsuńMyślę, że waszą największą konkurencją jest etno Słyszałam wiele dobrego o ich kawie! Dostałam na ostatnie urodziny torebkę palonej u nich kawy i muszę przyznać, że jest naprawdę niesamowicie aromatyczna!
OdpowiedzUsuńZostanie na tym blogu na dłużej . Po prostu bardzo się opłaca.
OdpowiedzUsuń