Żeby tam dotrzeć trzeba się sporo natrudzić. Nigdy
tam nie byłem (choć byłem całkiem blisko), ale jeśli kiedyś pojadę (a bardzo
bym chciał), zrobię to w sposób opisany poniżej. Ponieważ niespecjalnie ufam
rosyjskiej flocie powietrznej, na pierwszy przystanek w podróży wybiorę Amsterdam.
Holendrzy, ze względu na swoją mało chlubną kolonialną przeszłość w tamtym
rejonie świata, nadal często tam latają. Czeka mnie 14-godzinny lot do Jakarty
z międzylądowaniem w Kuala Lumpur, a potem regeneracja zmasakrowanych podróżą w
klasie ekonomicznej nóg w hotelu nieopodal lotniska. Następnego dnia
obowiązkowy Nasi Goreng na śniadanie, powrót przez nieuchronny korek na
lotnisko i prawie trzy godziny lotu przypuszczalnie nieco tylko młodszym ode
mnie samolotem na północ, do Makasaru, największego miasta na Sulawesi, pięknej
wyspie o równie pięknym kształcie orchidei. Ci z was, którzy kończyli szkołę
jakiś czas temu i lubili geografię pamiętają raczej jej starą, kolonialną nazwę
Celebes.
W Makasar zjem pyszną rybkę w warungu, bo w końcu to miasto portowe, wypiję
dwie szklanki zimnego soku z mango, bo gorąc i duchotę można tam obstawiać w
ciemno, i przesiądę się na autobus. Autobus pojedzie na północ, raczej powoli
niż szybko, bo droga kiepska, a do tego ciągle po górę, ale po dziesięciu
godzinach dojadę na miejsce. Będę w Tana Toraja. Znajdę miłe lokum z widokiem
na góry, kawową plantację i intensywną zieleń ryżowych tarasów. Jeśli szczęście
w łazience dopisze, wezmę prysznic i wreszcie odpocznę.
Arabika,
a mówiąc dokładnie jej odmiana Typica, zawitała na Sulawesi w 1750 roku, za
sprawą wspomnianych wyżej Holendrów. Do całkiem niedawna arabikę na Sulawesi obrabiano wyłącznie metodą
wet-hulled, którą opisywałem we wpisie o kawach z Sumatry.
Dopiero w 1976 roku, z inicjatywy japońsko-indonezyjskiej firmy Toarco wprowadzono tam
obróbkę na mokro, dzięki czemu świat mógł na nowo odkryć unikalny smak
tamtejszych kaw. W Tana Toraja uprawia się obecnie głównie odmianę S795,
znaną też pod lokalną nazwą Jember. Jak zwał tak zwał, w każdym razie jest to stworzona
w Indiach w latach czterdziestych ubiegłego wieku hybryda starej, dobrej arabiki
Typica.
Nasza kawa pochodzi z mikrolotu położonego ok. 1500 metrów nad poziomem morza. Ziarna rozmiaru AA, czyli
największego z możliwych, objawiają się w filiżance genialnym, mocno karmelowym toffi i
migdałami. W tle dochodzą nuty drewna cedrowego i gęstej śmietany. Kawa jest
cudnie wprost zawiesista, maślana wręcz i szlachetnie matowa na języku. Przepycha.
Jeśli lubicie w kawie mleko, to Tana Toraja stworzy z nim kompozycję doskonałą.
Bez mleka wybrzmiewa równie pięknie i to przy każdym sposobie zaparzania – jest
gęsta i wyrazista z kawiarki i ekspresu, zwiewna i subtelna z aeropressu i dripa.
Ta kawa przejechała kawał drogi żeby się z nami spotkać. Serdecznie witamy.
Żeby przyrządzić dobrą kawę, potrzeba naprawdę ciężkiej pracy. Uważam, że nie ma nic lepszego niż świeżo parzona kawa.
OdpowiedzUsuń