sobota, 4 stycznia 2014

El Salvador Honey Bourbon

Nadeszła pora by piękna nieznajoma z Salwadoru ujawniła swe wdzięki. Odmianę bourbon znacie już z Rwandy i Brazylii, dziś krótka wycieczka do Ameryki Środkowej. Długo szukałem ciekawej kawy z tamtych okolic i jak to zwykle, przy odpowiedniej dozie samozaparcia, bywa, w końcu się udało. Nowy Rok zaczynamy od Honey Bourbon z Salwadoru.







Wyjątkowy smak tej kawy jest w dużym stopniu związany z niezwykłym sposobem suszenia jej ziaren. Najczęściej stosowane metody obróbki kawowych ziaren to „na mokro” (zerwane owoce kawy oczyszcza się z łupiny i miąższu i dopiero potem suszy – tak obrabia się większość arabik ) i „na sucho” (skórka i miąższ są usuwane z ziaren dopiero po wyschnięciu owoców – tak to się robi np. w Jemenie). Metoda honey to coś pomiędzy tymi dwoma sposobami – skórkę się usuwa, na ziarnach pozostawia się jednak część miąższu i w tej postaci suszy się je na słońcu, którego w Salwadorze na szczęście nie brakuje.

W czasie tego kilkunastodniowego sielskiego opalania, cukier zawarty w miąższu przenika do ziaren. Zgodnie z tym co obiecuje nazwa, kawa ma więc w smaku to co uwielbiają wszystkie misie i prawie wszyscy ludzie. Salvador Honey Bourbon skrywa jednak znacznie więcej przyjemności niż sam miód. To jedna z najbardziej harmonijnych smakowo kaw, jakie piłem. Sprawdza się genialnie zarówno w kawiarce jak i w ekspresie ciśnieniowym. Miodowo-kokosową w charakterze  słodycz idealnie równoważy delikatna, wytłumiona kwasowość zielonego jabłka i dojrzałej cytryny. Oprócz tego dostajemy gigantyczną porcję deserowej czekolady i słodkich laskowych orzechów. Wszystkie te wrażenia odczuwamy tym silniej, że Salwador Honey Bourbon ma bardzo dużą, wręcz, maślaną gęstość. A do tego cytrynowo-czekoladową końcówkę, długą jak podróż pociągiem z Warszawy do Gdańska. Jeśli ta kawa jest zapowiedzią tego co mnie czeka w Nowym Roku, to będzie rozkosznie.      

na zdjęciu Parque Nacional Los Volcanes w Salwadorze        

26 stycznia i smutne postscriptum. Kawa z Salwadoru właśnie się skończyła, pochodziła z tzw. "micro lotu" czyli takiej kawowej mini uprawy, gdzie w wyjątkowych warunkach rośnie wyjątkowa kawa. Z każdym dniem jej niewielki zapas błyskawicznie się kurczył. Moje gorączkowe poszukiwania kolejnych worków Honey Bourbonu z Salawadoru, prowadzone w całej Europie, jak na razie przynajmniej, nie przyniosły rezultatów. Ci, którym udało się jej spróbować wiedzą, że była naprawdę pyszna. Dla tych którym się nie udało - mam dwie dobre wiadomości. Wiadomość pierwsza - poszukiwania trwają nadal. Wiadomość druga - właśnie dotarły do mnie próbki trzech bardzo obiecujących kaw z Etiopii, Kostaryki i Sumatry. O efektach degustacji i o tym co przyjemnego może z niej wyniknąć już wkrótce.

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy post, aż by się chcialo spróbować tej kawy.

    OdpowiedzUsuń
  2. swiezopalonakawa5 stycznia 2014 02:50

    Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Salvador Honey Bourbon bardzo mi smakowała. Świetna kawa, wyróżniająca się smakiem na tle innych. Uff..! Zdążyłam spróbować nim się skończyła:-) Trzymam kciuki by udało się ją odnaleźć. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do Salvadoru,jestem dobrej myśli, ale jej powrotu spodziewam się nie wcześniej niż w czerwcu. Za to już za 10 dni w sklepie pojawią się dwie pyszne nowości.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń