Nadeszła pora by piękna nieznajoma z
Salwadoru ujawniła swe wdzięki. Odmianę bourbon znacie już z Rwandy i Brazylii,
dziś krótka wycieczka do Ameryki Środkowej. Długo szukałem ciekawej kawy z
tamtych okolic i jak to zwykle, przy odpowiedniej dozie samozaparcia, bywa, w
końcu się udało. Nowy Rok zaczynamy od Honey Bourbon z Salwadoru.
Wyjątkowy smak tej kawy jest w dużym stopniu związany z niezwykłym sposobem suszenia jej ziaren. Najczęściej stosowane metody obróbki kawowych ziaren to „na mokro” (zerwane owoce kawy oczyszcza się z łupiny i miąższu i dopiero potem suszy – tak obrabia się większość arabik ) i „na sucho” (skórka i miąższ są usuwane z ziaren dopiero po wyschnięciu owoców – tak to się robi np. w Jemenie). Metoda honey to coś pomiędzy tymi dwoma sposobami – skórkę się usuwa, na ziarnach pozostawia się jednak część miąższu i w tej postaci suszy się je na słońcu, którego w Salwadorze na szczęście nie brakuje.
W czasie tego kilkunastodniowego
sielskiego opalania, cukier zawarty w miąższu przenika do ziaren. Zgodnie z tym
co obiecuje nazwa, kawa ma więc w smaku to co uwielbiają wszystkie misie i
prawie wszyscy ludzie. Salvador Honey Bourbon skrywa jednak znacznie więcej
przyjemności niż sam miód. To jedna z najbardziej harmonijnych smakowo kaw,
jakie piłem. Sprawdza się genialnie zarówno w kawiarce jak i w ekspresie
ciśnieniowym. Miodowo-kokosową w charakterze słodycz idealnie równoważy delikatna,
wytłumiona kwasowość zielonego jabłka i dojrzałej cytryny. Oprócz tego
dostajemy gigantyczną porcję deserowej czekolady i słodkich laskowych orzechów.
Wszystkie te wrażenia odczuwamy tym silniej, że Salwador Honey Bourbon ma
bardzo dużą, wręcz, maślaną gęstość. A do tego cytrynowo-czekoladową końcówkę, długą
jak podróż pociągiem z Warszawy do Gdańska. Jeśli ta kawa jest zapowiedzią tego
co mnie czeka w Nowym Roku, to będzie rozkosznie.
na zdjęciu Parque Nacional Los Volcanes w Salwadorze
26 stycznia i smutne postscriptum. Kawa z Salwadoru właśnie się skończyła, pochodziła z tzw. "micro lotu" czyli takiej kawowej mini uprawy, gdzie w wyjątkowych warunkach rośnie wyjątkowa kawa. Z każdym dniem jej niewielki zapas błyskawicznie się kurczył. Moje gorączkowe poszukiwania kolejnych worków Honey Bourbonu z Salawadoru, prowadzone w całej Europie, jak na razie przynajmniej, nie przyniosły rezultatów. Ci, którym udało się jej spróbować wiedzą, że była naprawdę pyszna. Dla tych którym się nie udało - mam dwie dobre wiadomości. Wiadomość pierwsza - poszukiwania trwają nadal. Wiadomość druga - właśnie dotarły do mnie próbki trzech bardzo obiecujących kaw z Etiopii, Kostaryki i Sumatry. O efektach degustacji i o tym co przyjemnego może z niej wyniknąć już wkrótce.
na zdjęciu Parque Nacional Los Volcanes w Salwadorze
26 stycznia i smutne postscriptum. Kawa z Salwadoru właśnie się skończyła, pochodziła z tzw. "micro lotu" czyli takiej kawowej mini uprawy, gdzie w wyjątkowych warunkach rośnie wyjątkowa kawa. Z każdym dniem jej niewielki zapas błyskawicznie się kurczył. Moje gorączkowe poszukiwania kolejnych worków Honey Bourbonu z Salawadoru, prowadzone w całej Europie, jak na razie przynajmniej, nie przyniosły rezultatów. Ci, którym udało się jej spróbować wiedzą, że była naprawdę pyszna. Dla tych którym się nie udało - mam dwie dobre wiadomości. Wiadomość pierwsza - poszukiwania trwają nadal. Wiadomość druga - właśnie dotarły do mnie próbki trzech bardzo obiecujących kaw z Etiopii, Kostaryki i Sumatry. O efektach degustacji i o tym co przyjemnego może z niej wyniknąć już wkrótce.
Bardzo ciekawy post, aż by się chcialo spróbować tej kawy.
OdpowiedzUsuńZapraszam.
OdpowiedzUsuńSalvador Honey Bourbon bardzo mi smakowała. Świetna kawa, wyróżniająca się smakiem na tle innych. Uff..! Zdążyłam spróbować nim się skończyła:-) Trzymam kciuki by udało się ją odnaleźć. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCo do Salvadoru,jestem dobrej myśli, ale jej powrotu spodziewam się nie wcześniej niż w czerwcu. Za to już za 10 dni w sklepie pojawią się dwie pyszne nowości.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam