Kenia, 100 km na zachód od Nairobi, wrzesień 2005 r. |
Kawa z Kenii cieszy
się zasłużoną sławą wśród miłośników arabiki. Jest to kawa chyba najbardziej
harmonijna, zbalansowana, a także wielowymiarowa ze wszystkich. Zalicza się do
kaw o średniej gęstości, a to co najbardziej w niej uderza, od chwili
pierwszego zetknięcia z językiem, to potężna i szlachetna winno-owocowa
kwasowość.
Zależnie od plantacji ta kwasowość może mieć posmak limonki, cytryny, pomarańczy, grejpfruta, czarnej porzeczki czy agrestu. Kwasowość jest charakterystyczna zwłaszcza dla kaw z najwyżej położonych kenijskich plantacji – na zboczach Mount Kenya, od 1400-1800 metrów nad poziomem morza. Ta kwasowość często odstrasza tych, którzy zaczynają swoją przygodę z kawą, ale naprawdę nie ma się czego bać – ta kawa jest jak wspaniałe czerwone wytrawne wino. Sprawdza się znakomicie nie tylko jako espresso, ale wychodzi także świetnie z ekspresów przelewowych.
Zależnie od plantacji ta kwasowość może mieć posmak limonki, cytryny, pomarańczy, grejpfruta, czarnej porzeczki czy agrestu. Kwasowość jest charakterystyczna zwłaszcza dla kaw z najwyżej położonych kenijskich plantacji – na zboczach Mount Kenya, od 1400-1800 metrów nad poziomem morza. Ta kwasowość często odstrasza tych, którzy zaczynają swoją przygodę z kawą, ale naprawdę nie ma się czego bać – ta kawa jest jak wspaniałe czerwone wytrawne wino. Sprawdza się znakomicie nie tylko jako espresso, ale wychodzi także świetnie z ekspresów przelewowych.
Bardzo polecam
Kenię, którą od dwóch tygodni mamy w naszej palarni – jest mroczna w wyrazie, ma głęboki tytoniowo-dymny
charakter, wspaniałą kwasowość (czerwony grejpfrut i agrest), a wszystko to
jest otoczone lekko anyżową słodyczą.
Swoją wysoką, 11-tą
pozycję na światowej liście producentów kawy Uganda zawdzięcza głównie
robuście. Zanim jeszcze światowy rynek
zalała powódź taniej robusty z Wietnamu (jeśli zastanawialiście się, jak to
możliwe, że paczka kawy w sklepie kosztuje pięć złotych, to właśnie
znaleźliście odpowiedź), Uganda była najbardziej znana z uprawy właśnie tej,
mniej szlachetnej odmiany kawy. Do dzisiaj robusta rośnie dziko w lasach
Ugandy, więc jeżeli zdarzy wam tam zabłąkać, przynajmniej kawa będzie pod
ręką.
Pierwsze plantacje
arabiki założono w Ugandzie dopiero na początku 20-ego wieku. Najbardziej znana
arabika z Ugandy to Bugisu. Rośnie
ona na zboczach Mount Elgon (przy
granicy z Kenią). Plantacje są położone dość wysoko (1600- 1900 metrów n.p.m), i
są trudno dostępne. W czasie pory deszczowej często występują tam tragiczne w
skutkach osunięcia ziemi. Podobnie jak w Jemenie kawę zwozi się z plantacji na
grzbietach osiołków, bo tylko one dają sobie radę w tym niebezpiecznym terenie.
Pomimo bliskości geograficznej, ugandyjska arabika bardzo się różni od
kenijskiej. Ma o wiele mniejszą kwasowość i jest bardziej ciężka i zawiesista. Jest
zdecydowanie czekoladowa w smaku, a fakturą przypomina bardziej kawy
indonezyjskie niż afrykańskie.
Uganda Bugisu, którą sprowadziłem ostatnio, to najlepsza Bugisu, którego kiedykolwiek próbowałem.
Genialna zwłaszcza z ekspresu ciśnieniowego – zrobicie z niej znakomite espresso, ale ma tyle charakteru, że świetnie przebije się przez mleko w latte.
W smaku, od początku do końca i od góry do dołu subtelna gorzka czekolada, w
tle rodzynki i słodki melon, a w końcówce delikatna, ale pikantna limonka.
O tym że Uganda i Kenia są blisko, a
zarazem daleko świadczy nie tylko kawa. Przekonałem się o tym pewnego
wrześniowego dnia 6 lat temu. Stolicę Ugandy i Kenii dzieli niecałe 700
kilometrów i autobus kultowej firmy Scandinavia Express wyruszający wtedy z
Kampali chyba o 6 rano, według rozkładu miał zajechać do Nairobi po ok. 11
godzinach. Do granicy wszystko szło zgodnie z planem, panowie celnicy nawet się
uśmiechnęli wbijając stempelki do paszportu. Droga była wyboista, czasami
brakowało asfaltu, ale Polacy z jakiegoś powodu znoszą to dużo łatwiej niż na
przykład Niemcy. Tak naprawdę zaniepokoiliśmy się dopiero gdy rzężąc i
puszczając kłęby czarnego dymu z rury wydechowej autobus zaczął jechać z
prędkością 5 kilometrów na godzinę, by wreszcie po heroicznym boju polec wśród
pięknych krajobrazów Rift Valley. Takie, niespodziewane 5-godzinne przerwy w
podróży są dosyć uciążliwe, szczególnie jeśli w miejscu postoju nie ma nic
oprócz drogi, ale mają też swoje dobre strony. To właśnie wtedy poznaliśmy
hinduską rodzinę, którą, (jak wszystkie inne zresztą) w 1972 roku Amin wyrzucił
w Ugandy. Ale to już
zupełnie inna historia.
Uganda jest rzeczywiście ciekawą kawą o mocynym charakterze. Ma go tyle, że daje radę bez żadnego blendu. Polecam bo właśnie mam cały klosz młynka załadowany doskonałym bugisu.
OdpowiedzUsuńCiekawe informacje.
OdpowiedzUsuń