piątek, 15 czerwca 2012

Kenia i Uganda – tak blisko, a tak daleko

Kenia, 100 km na zachód od Nairobi, wrzesień 2005 r.
Dłuższą chwilę nie było mnie na blogu. Miałem sporo zajęć, wśród nich „ćwiczenia” w palarni z dwiema nowymi arabikami - z Kenii i Ugandy.

Kawa z Kenii cieszy się zasłużoną sławą wśród miłośników arabiki. Jest to kawa chyba najbardziej harmonijna, zbalansowana, a także wielowymiarowa ze wszystkich. Zalicza się do kaw o średniej gęstości, a to co najbardziej w niej uderza, od chwili pierwszego zetknięcia z językiem, to potężna i szlachetna  winno-owocowa  kwasowość.



Zależnie od plantacji ta kwasowość może mieć posmak limonki, cytryny, pomarańczy, grejpfruta, czarnej porzeczki czy agrestu. Kwasowość jest charakterystyczna zwłaszcza dla kaw z najwyżej położonych kenijskich plantacji – na zboczach Mount Kenya, od 1400-1800 metrów nad poziomem morza.  Ta kwasowość często odstrasza tych, którzy zaczynają swoją przygodę z kawą, ale naprawdę nie ma się czego bać – ta kawa jest jak wspaniałe czerwone wytrawne wino. Sprawdza się znakomicie nie tylko jako espresso, ale wychodzi także świetnie z ekspresów przelewowych.       

Bardzo polecam Kenię, którą od dwóch tygodni mamy w naszej palarni – jest  mroczna w wyrazie, ma głęboki tytoniowo-dymny charakter, wspaniałą kwasowość (czerwony grejpfrut i agrest), a wszystko to jest otoczone lekko anyżową słodyczą.

Swoją wysoką, 11-tą pozycję na światowej liście producentów kawy Uganda zawdzięcza głównie robuście.  Zanim jeszcze światowy rynek zalała powódź taniej robusty z Wietnamu (jeśli zastanawialiście się, jak to możliwe, że paczka kawy w sklepie kosztuje pięć złotych, to właśnie znaleźliście odpowiedź), Uganda była najbardziej znana z uprawy właśnie tej, mniej szlachetnej odmiany kawy. Do dzisiaj robusta rośnie dziko w lasach Ugandy, więc jeżeli zdarzy wam tam zabłąkać, przynajmniej kawa będzie pod ręką. 

Pierwsze plantacje arabiki założono w Ugandzie dopiero na początku 20-ego wieku. Najbardziej znana arabika z Ugandy to Bugisu. Rośnie  ona  na zboczach Mount Elgon (przy granicy z Kenią). Plantacje są położone dość wysoko (1600- 1900 metrów n.p.m), i są trudno dostępne. W czasie pory deszczowej często występują tam tragiczne w skutkach osunięcia ziemi. Podobnie jak w Jemenie kawę zwozi się z plantacji na grzbietach osiołków, bo tylko one dają sobie radę w tym niebezpiecznym terenie. Pomimo bliskości geograficznej, ugandyjska arabika bardzo się różni od kenijskiej. Ma o wiele mniejszą kwasowość i jest bardziej ciężka i zawiesista. Jest zdecydowanie czekoladowa w smaku, a fakturą przypomina bardziej kawy indonezyjskie niż afrykańskie. 

Uganda Bugisu, którą sprowadziłem ostatnio, to najlepsza Bugisu, którego kiedykolwiek próbowałem. Genialna zwłaszcza z ekspresu ciśnieniowego – zrobicie z niej znakomite espresso, ale ma tyle charakteru, że świetnie przebije się przez mleko w latte. W smaku, od początku do końca i od góry do dołu subtelna gorzka czekolada, w tle rodzynki i słodki melon, a w końcówce delikatna, ale pikantna limonka.  

Kampala, Uganda
Popołudnie w Kampali, Uganda, wrzesień 2006 r.
O tym że Uganda i Kenia są blisko, a zarazem daleko świadczy nie tylko kawa. Przekonałem się o tym pewnego wrześniowego dnia 6 lat temu. Stolicę Ugandy i Kenii dzieli niecałe 700 kilometrów i autobus kultowej firmy Scandinavia Express wyruszający wtedy z Kampali chyba o 6 rano, według rozkładu miał zajechać do Nairobi po ok. 11 godzinach. Do granicy wszystko szło zgodnie z planem, panowie celnicy nawet się uśmiechnęli wbijając stempelki do paszportu. Droga była wyboista, czasami brakowało asfaltu, ale Polacy z jakiegoś powodu znoszą to dużo łatwiej niż na przykład Niemcy. Tak naprawdę zaniepokoiliśmy się dopiero gdy rzężąc i puszczając kłęby czarnego dymu z rury wydechowej autobus zaczął jechać z prędkością 5 kilometrów na godzinę, by wreszcie po heroicznym boju polec wśród pięknych krajobrazów Rift Valley. Takie, niespodziewane 5-godzinne przerwy w podróży są dosyć uciążliwe, szczególnie jeśli w miejscu postoju nie ma nic oprócz drogi, ale mają też swoje dobre strony. To właśnie wtedy poznaliśmy hinduską rodzinę, którą, (jak wszystkie inne zresztą) w 1972 roku Amin wyrzucił w Ugandy. Ale to już zupełnie inna historia.

2 komentarze:

  1. Uganda jest rzeczywiście ciekawą kawą o mocynym charakterze. Ma go tyle, że daje radę bez żadnego blendu. Polecam bo właśnie mam cały klosz młynka załadowany doskonałym bugisu.

    OdpowiedzUsuń