sobota, 19 października 2013

Włoska kawa i nie tylko, czyli jak to się robi na Sycylii

Co po trzech tygodniach od powrotu pozostaje w pamięci z sycylijskich wakacji? Czego z niej jeszcze nie wymazał szok termiczny na Okęciu, nagła i szczerze znienawidzona konieczność wbijania się w swetry i kurtki, oraz przeliczne uroki miejskiej rzeczywistości?

Na pewno słońca i perwersyjnie czystego morza o temperaturze 25 stopni, widoku górskich wiosek poprzyklejanych do szczytów wzgórz, no i całej masy smaków i zapachów - zabójczo słodkich pomidorów, pysznego sera pecorino, równie pysznych oliwek, steków z ryby miecza i świetnych win.







Piękna meduza, ledwo mnie musnęła i poparzyła.

Największe winiarskie odkrycie to zdecydowanie czerwone wina z regionu Etny. Najczęściej robią je z mieszanki winogron Nerello Mascalese i Nerello Mantellato. Wina z tego regionu to kolejny dowód na to jak wielką rolę w tworzeniu smaku odgrywa gleba i warunki geograficzne (z kawą jest dokładnie tak samo). Od pierwszej chwili zaskakują wyraźną, chłodną,mineralną nutą – czuć bazalt i jakieś echo wulkanicznego pyłu. Z owocowego bukietu na pierwszy plan wybija morwa i jeżyna, poza tym w język bije duża słodycz i idealnie balansująca ją kwasowość. Rewelacja! Jak tylko gdzieś traficie na te wina, koniecznie spróbujcie. 

Czerwone wino z Etny, duża przyjemność za jedyne 8 EUR



Z innych smaków zapamiętam też pikantny kuskus rodem z Wybrzeża Kości Słoniowej. Na corocznym organizowanym pod koniec września w San Vito lo Capo festiwalu kuskusu można spróbować tej kaszki przygotowanej na setki sposobów. Za dziesięć euro kupuje się kupon, który można wymienić na dowolny kuskus, ciacho i białe albo czerwone wino z kartonu. Tego ostatniego nie polecam - jest tak ohydne, że aby je wypić trzeba się chyba uprzednio upić do nieprzytomności. Kuskus z Cote d’Ivoire  unurzany w pikantnym sosie w towarzystwie mieszanki piętnastu warzyw to o wiele radośniejsze wspomnienie. 

Pikantny cous cous z Wybrzeża Kości Słoniowej za chwilę wyląduje na moim talerzu

A jak było z kawą? Jak każdy przewidujący kawowy ortodoks na wakacje zawsze biorę ze sobą świeżo wypalone ziarna i młynek. Na szczęście każde wynajmowane sycylijskie mieszkanie jest wyposażone w kawiarkę i nie jest to jakiś tam chiński podrób, tylko porządny włoski sprzęt. Decyzja o zabraniu swojej kawy okazała się jak najbardziej trafna , bo sycylijski kawowy krajobraz kawiarniany jest boleśnie jednostajny. Bariści wyciskają ze swoich porządnych maszyn odpowiednio gęste espresso. Prawda? Prawda. Problem numer jeden polega na tym, że żaden nie zawraca sobie głowy, by ziarna mielić tuż przed zaparzaniem kawy i w młynkach zalegają kilogramowe porcje mielonki.Problem numer dwa to mieszanki – z dużym, bardzo dużym albo bardzo, bardzo dużym udziałem robusty. Poszukiwanie espresso zrobionego z czystej arabiki ma równie szanse powodzenia co piesza wycieczka na Księżyc.                 

Spędzanie wakacji w dużych miastach już dawno uznałem za absurdalne, ale czasami nie da się tego uniknąć. Bladym świtem wylatywał z Palermo nasz samolot i innego wyjścia niż spędzić tam ostatni dzień wakacji nie było. Postanowiliśmy więc z niego wycisnąć tyle pożytku i sensu ile się da – zrobić zakupy do domu - suszone pomidory, ser, pasta pistacjowa, dwie butelki genialnego wina (błąd, trzeba było więcej), porównać smak pistacjowych lodów w trzech lodziarniach (te w lodziarni Brioscia zdecydowanie najlepsze)...


Lody pistacjowe w Brioscia wyglądają wspaniale, smakują jeszcze lepiej (zdj.  Brioscia)


... oraz odwiedzić kolegów po fachu z palarni Ideal Caffe Stagnita. Firma działa od 1928 roku, a mnie udało się chwilę pogadać z jednym z właścicieli, Paolo – prawnukiem założyciela. Wszystkiego co wie o paleniu kawy nauczył się od dziadka Franco, którego z kolei wszystkiego nauczył jego ojciec i założyciel palarni – Giovanni. 


W tle stary 60-kilogramowy Petroncini


Co można u nich kupić? Z czystych arabik  jest brazylijski Santos (zdumiewająco jasno palony) i jedna mieszanka espresso. Pozostałe dostępne kawy to albo czysta robusta, albo mieszanki z robustą, wszystkie, jak każe sycylijska tradycja, bardzo mocno palone. Najchętniej kupowana mieszanka to 90 procent robusty i 10 procent arabiki. Też na początku myślałem, że się przesłyszałem, ale nie, wszystko się zgadza. Jeśli kiedyś już byliście na tym blogu, wiecie że nie lubię robusty i znacie też powody. Na moje pytanie czemu aż tyle jej ładują do mieszanek, Paolo odparł, że taka jest sycylijska tradycja -  kawa ma być „mocna”, wyrazista i dawać kopa. Przez kolejne dziesięć minut wymienialiśmy doświadczenia, a na koniec Paolo obdarował mnie półkilogramową paczką wyżej opisanej mieszanki. Właśnie zaparzyłem ją w kawiarce, żeby poczuć się przez chwilę jak prawdziwy sycylijczyk. Wypiłem dopiero połowę, a palce już żwawiej chodzą mi po klawiaturze. W smaku co prawda nie dzieje się absolutnie nic, ale kofeina wali młotem po głowie, to fakt. 

Nie mój to styl i nie moja bajka, ale mimo to mam duży szacunek dla tradycji i takich firm. Fajnie że są smoliście wypalający robuściane mieszanki Sycylijczycy. Fajnie że są Skandynawowie ze swoimi herbaciano-podobnymi naparami  parzonymi ze skrajnie jasno palonych wysublimowanych arabik. Fajnie też, że jest też kilka innych opcji pośrodku.  

Zdjęcie na górze: park narodowy Zingaro.      

6 komentarzy:

  1. Witam. Podziwiam tak piękny i dobrze napisany blog!:-) i mam pytanie czy kwaskowosc zawsze daje arabika a goryczke robusta? Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za miłe słowa. Co do robusty, to jej efektem smakowym zawsze jest gorzka goryczkowatość. Co do arabiki, sprawa jest o wiele bardziej złożona. Niektóre arabiki, zwłaszcza te wysoko rosnące - czyli np. Jemen, Kenia, większość kaw z Gwatemali rzeczywiście mają sporą kwasowość, objawiającą się nutami winnymi czy owocowymi - porzeczka, cytryna, limonka, grejpfrut itd. Inne - jak dajmy na to arabiki brazylijskie czy arabiki z Indonezji mają jej z natury mniej. Proszę też pamiętać że im ciemniej wypalona arabiki, tym mniej odczuwalna będzie jej kwasowość. Pisałem o tym trochę więcej we wpisie Jasno czy ciemno palona.

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję bardzo za odpowiedź! Napewno przeczytam dokładnie ten wsip. Życzę powodzenia i również pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. niesamowite zdjęcia, aż się miło ogląda w taką grudniową-jesienną pogodę. Co do kawy, nigdy nie myślałem o tym, żeby zabierać własną w podróż i piłem to co oferowali, ale chyba zacznę praktykować Twój sposób!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też wolałbym być teraz tam niż tu, choć akurat dziś pogoda jest świetna, Są oczywiście takie miejsca, w które spokojnie mogę jeździć bez swojej kawy (Sycylia niestety do nich nie należy) - np. Londyn czy San Francisco. Zawsze przed wyjazdem robię przegląd kawiarniach możliwości, które są gdzieś tam i wtedy decyduję, czy zabierać ze sobą kawę i sprzęt, czy nie.

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie. Jestem teraz na sycyli i po wypiciu dwóch espresso w dwóch różnych kawiarniach oraz po przeglądzie zastanej kawy w mieszkaniu wynajmowanym w Teorminie, stwierdzam, że oni tutaj ładują robuste w ogromnej ilości. Nie jestem fanem tych ziaren i jestem podatny na przedawkowywanie z niej kofeiny a i smak jest jej kiepski. Dzięki za ten artykuł, który utwierdził mnie w przekonaniu, że muszę tutaj robić kawę po swojemu (arabika). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń