środa, 27 lutego 2013

Rwanda Bourbon - nowa kawa w goodcoffee.pl

Kiedy sześć lat temu postanowiliśmy wybrać się do Rwandy, wielu znajomych zareagowało mieszanką niedowierzania i niepokoju. „To chyba bardzo niebezpieczne, czy tam aby nie trwa jakaś wojna, jesteście pewni, że ci Hutu i Tutsi już się nie wyrzynają?” Cierpliwie tłumaczyliśmy, że tragedia, która tak strasznie dotknęła ten mały kraj w Afryce Środkowej wydarzyła się w 1994 roku, czyli ponad dziesięć lat wcześniej. Cholernie przykry i smutny dowód na to jak działają światowe newsy, pomyślałem. 


 


Póki w Rwandzie trwała straszliwa rzeź pokazywano  przerażające zdjęcia, mówiono o (jak to przeważnie bywa, fikcyjnych) wysiłkach tak zwanej wspólnoty międzynarodowej, by ją powstrzymać, udawano, że los Rwandyjczyków nas odchodzi, a kiedy już zginęło tam milion ludzi i walki się skończyły, przestano nawet udawać i wszelki słuch po Rwandzie zaginął. Efekt jest taki, że nawet wykształceni i otwarci ludzi żyją w przekonaniu, że podróż do Rwandy musi się skończyć źle albo jeszcze gorzej. 
                   
No bo niby skąd mają się dowiedzieć czegoś sensownego skoro taki na przykład TVN w głównym wydaniu swoich wiadomości serwuje nam fascynującą, pięciominutową opowieść o bohaterskich zmaganiach policjantów ze zbiegłą z gospodarstwa świnią. Jasne, że w tym czasie można było ludziom wyjaśnić, co się dzieje w Mali czy Syrii, ale kogo to interesuje? Przecież o wiele więcej dowiemy się o świecie, patrząc jak zmyślna świnka unika pogoni coraz bardziej sfrustrowanych i zadyszanych panów w mundurach. A i śmiechu będzie co niemiara.
  
Podróżując po Rwandzie szybko się przekonaliśmy, że to jeden z najbardziej bezpiecznych krajów w Afryce. Spotkaliśmy tam przyjaznych i otwartych ludzi, którzy po wojnie potrafili się podnieść i dogadać (choć oczywiście łatwo nie było). Dzisiejsza Rwanda to zaprzeczenie stereotypowej, europejskiej wizji afrykańskiego kraju zamieszkałego przez leniwych dorosłych i głodujące dzieci. Swój sukces w dużym stopniu Rwandyjczycy zawdzięczają kawie. Pojawiła się ona w tym kraju na początku dwudziestego wieku, w okresie gdy Rwanda była niemiecką kolonią. W roku 1914 dostała się w ręce Belgów, którzy zapisali się w historii Rwandy znacznie gorzej niż ich poprzednicy. To właśnie oni, w 1933 roku, wprowadzili karty przynależności rasowej, które jeszcze głębiej podzieliły plemiona Hutu i Tutsi, co 61 lat później doprowadziło do jednej z największych tragedii w historii ludzkości.

zwykły dzień w Ruhengeri

Miasto Gisenyi,nad jeziorem Kivu, z jego okolic pochodzi nasza kawa
O kawie z Rwandy zrobiło się głośno zaledwie kilka lat temu. Wspólnym wysiłkiem właścicieli drzewek kawowych, władz i zagranicznych fundacji (oprócz wnętrza waszych laptopów Bill Gates zrobił też sporo dla Rwandy), w bardzo krótkim czasie, udało się poprawić jakość rwandyjskiej kawy tak bardzo, że zaczęła ona zgarniać nagrody na międzynarodowych konkursach i wprawiać w osłupienie kubki smakowe kawoszy na całym świecie. Kraj ma genialne warunki do uprawy kawy – wysoko położone plantacje (1200-2100 metrów n.p.m, bardzo dobre gleby, w dużej mierze pochodzenia wulkanicznego i odpowiednią ilość opadów deszczu. Nic dziwnego, że jest tam około 500 tysięcy malutkich kawowych działek i nic dziwnego, że jedna czwarta z 10 miliona Rwandyjczyków, w ten czy inny sposób, zajmuje się kawą. Najlepszą ilustracją rwandyjskiego, kawowego sukcesu jest chyba historia kawiarni  Bourbon Coffee. Zaczęło się od jednej kawiarni w stolicy Rwandy, Kigali, potem pojawiły się tam kolejne dwie, a teraz w tej rwandyjskiej sieciówce napijecie się kawy w Waszyngtonie,  Nowym Jorku, Bostonie i Londynie. W planach kolejne miasta w Europie i Stanach. Jeśli to tempo się utrzyma, Starbucks pójdzie z torbami. Jeżeli chcecie posłuchać,  co mówi współwłaściciel Bourbon Coffee, Arthur Karuletwa , zapraszam tutaj(Arthur pojawia się w drugiej części video):  http://www.pbs.org/frontlineworld/rough/2008/10/rwanda_after_thfeat.html

Już od dawna chciałem się z wami podzielić rwandyjską kawą i w końcu nadszedł ten piękny moment. Nasza kawa pochodzi z plantacji położonej na wysokości 1900 metrów n.p.m., w okolicy miasta Ginsenyi , gdzie sześć lat temu spędziliśmy kilka bardzo miłych dni, spacerując nad jeziorem Kivu, włócząc się po bazarach i zapoznając lokalnych mieszkańców w towarzystwie lokalnego browaru Primus i Mützig . Kawa należy do najbardziej rozpowszechnionej w Rwandzie odmiany Bourbon i mnie porwała i zachwyciła od pierwszej chwili. Jest subtelna, a zarazem niezwykle wyrazista, dominują w niej nuty ciemnego, szlachetnego kakao. Do tego bardzo delikatna, limonkowa kwasowość, głęboka, mega-rodzynkowa słodycz i  jaśminowy zapach. Jako espresso ma niesamowicie gładką, atłasową wręcz, konsystencję. Z kawiarki i dripa też się wam poleje czysta poezja.

Goryle górskie w Volcanoes National Park
Jeśli ciągnie was do Afryki, koniecznie wybierzcie się do Rwandy. Co prawda sześć lat temu, przeżywaliśmy tam kawowe męki, bo jak kraj długi i szeroki w barach i restauracjach królowała Nescafe, ale dzięki takim ludziom jak Arthur, dzisiaj wygląda to trochę lepiej. Rwanda to kraj wspaniałych ludzi i powalającej pięknem natury– zielonych wzgórz i wulkanów. Oprócz Ugandy jedynie w Rwandzie można zobaczyć żyjące na wolności goryle górskie. Kiedy taki dwumetrowy goryl przetoczy się obok was po ukrytej w dżungli ścieżce, smyrając was po nogach swoim futrem, nigdy tego nie zapomnicie. W każdym razie ja będę to pamiętał do końca życia.       

1 komentarz:

  1. Byłam w Rwandzie w 2010 i w 2012 roku i rzeczywiście mogę potwierdzić, że nawet na przestrzeni tych 2 lat było widać, jak ten kraj pięknieje. Powstawały nowe drogi i na każdym kroku było widać odbudowę i poprawę. Ludzie wspaniali. Kawy nie próbowałam, ale herbata pyszna, piwo Primus też ;-) Tęsknię i mam nadzieję kiedyś tam wrócić.

    OdpowiedzUsuń