wtorek, 24 kwietnia 2012

Świeżo palona kawa czyli początek przyjemności

świeżo palone kawy z naszej palarni
Świeżo palone kawy z naszej palarni
Uwielbiam ten moment kiedy rano wybieram ziarna, które za chwilę wylądują w młynku, szeleszczą torebki, czuć wyraźnie zapach świeżo palonej kawy. Jeszcze zanim młynek wyrzuci ostatnią porcję kawy w całej kuchni pięknie pachnie.

Kiedy robię zakupy, często podglądam jaką kawę ludzie wrzucają do koszyków (skrzywienie zawodowe jak każde inne). Zwłaszcza na widok instantów i mielonek boli mnie serce. Muszę przyznać, że mam ogromny problem, by zrozumieć czemu ktoś wydaje nawet 40 złotych za 250 gram zmielonej kawy, jakkolwiek egzotycznie by się nie nazywała. Tak to już jest – więcej wiesz, więcej rozumiesz, dokonujesz innych wyborów. Jeśli zależy wam by przekonać się jak smakuje prawdziwa kawa, nigdy nie kupujcie „rozpuszczalek” (czysta chemia udająca kawę) i mielonych.

Kawa zmielona traci smak i aromat w kilka minut po zmieleniu i nie pomogą tu żadne złote czy srebrne hermetycznie zamknięte puszki, do których się ją ładuje. Kawa utlenia się błyskawicznie, ulatniają się wszystkie olejki aromatyczne, które decydują o jej smaku. I tyle. I było. I nie ma. Ziarna stanowią naturalną ochronę olejków i chemicznych substancji, które dają  prawdziwy, esencjonalny smak i zapach kawy. Dlatego warto kupować tylko kawę ziarnistą. I zawsze sprawdzać termin jej palenia, a nie termin przydatności do spożycia. Dlaczego? Kawa w ziarnach zachowuje wszystkie walory do dwóch tygodni od palenia – i sposób przechowywania nie ma tu specjalnego znaczenia. Wystarczy zamknięta torebka, słoik czy puszka.

Potem zaczyna je dość szybko tracić, już w trzecim tygodniu jej smak wyraźnie się „spłaszcza”, matowieje, z tajemniczej głębi robi się nudna płycizna. Po miesiącu nabiera charakterystycznego „chlebowego” zapachu  - to znak, że właściwie do niczego już się nie nadaje. Pewnie wywołam tym oburzenie wielbicieli najróżniejszych marek kawy, ale prawda jest taka, że opakowanie, marka i cena nic tu nie pomogą jeśli kawa wędrowała - w najlepszym przypadku - kilka tygodni od producenta do sklepu.  

Kupowanie świeżo palonych ziaren to pierwszy krok (o kolejnych już wkrótce) do tego, żeby picie kawy było prawdziwą przyjemnością.

6 komentarzy:

  1. Święta prawda! Dzięki Ci wielkie za ten blog! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma za co :) trzymam kciuki za Twoją kawiarnię.

    OdpowiedzUsuń
  3. A jak wygląda sytuacja, gdy kawę będę trzymał w lodówce zapakowaną szczelnie w workach próżniowych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lodówkę szczerze odradzam, jeśli już to zamrażalnik. Świeżo wypalona kawa, szczelnie zamknięta i, dajmy na to, po kilku miesiącach wyjęta z zamrażalnika, doprowadzona do temperatury pokojowej i zmielona tuż przed zaparzeniem będzie smakowała prawie tak dobrze jak świeżutka kawa prosto z palarni, ale tylko za pierwszym razem. Przy otwarciu woreczka nastąpi przyspieszony proces utleniania kawy, a co za tym idzie pogorszenie smaku kawy. Czasu, niestety, nie da się oszukać.

      Usuń
  4. Uwielbiam świeżo paloną kawę, o wiele bardziej mi smakuje niż taka z marketu.

    OdpowiedzUsuń