Ci z was, którzy bywają tutaj od dawna pewnie pamiętają, że do kaw z
Jemenu mam dużą słabość. Lubię je przede wszystkim za autentyczność, a na skali
kawowego autentyzmu Jemen ma 10 punktów na 10 możliwych (na samym jej dole stałe
miejsce na zarezerwowane Kopi Luwak). Jemeńska arabika jest dziś uprawiana
dokładnie tak samo jak 600 lat temu, gdy zakładano tam pierwsze na świecie
plantacje.Niezwykły jest sposób jej uprawy i obróbki – w suchym i gorącym klimacie kawowe drzewka rosną na wysokościach
dochodzących do 2200 m npm, często w bardzo trudno dostępnych miejscach.
Rolnicy mają bardzo ograniczony dostęp do wody i zerowy dostęp do nawozów. Pierwsza
część suszenia ziaren odbywa się często jeszcze na kawowych drzewkach. Dopiero
takie wyschnięte owoce zrywa się i dosusza na dachach domów, by po kilkunastu
dniach usunąć z ziaren łupinkę i miąższ. Mamy tu więc do czynienia z naturalnym
procesem obróbki w formie czystej i ekstremalnej.
Jemen to głównie góry i
pustynie. Zaledwie 3 procent ziemi nadaje się tam pod uprawę czegokolwiek Prognozy ONZ wieszczą, że w stolicy Jemenu,
Sanie, już za dwa lata zabraknie wody. W tym samym roku skończą się krajowe zapasy
ropy naftowej. Ekonomia Jemenu
jest dziś w tragicznym stanie. Kraj utrzymuje się głównie dzięki zagranicznej
pomocy i pieniądzom przysyłanym tym, którzy zostali, przez tych, którzy mieli
szczęście z niego wyjechać. Uprawą numer jeden jest qat (idzie na nią ponad 1/3
wody), czyli narkotyk przypominający w działaniu amfetaminę, uprawiany,
sprzedawany i żuty w Jemenie całkowicie legalnie. Gdybyście mieli ochotę
pojeździć po Jemenie (co szczerze odradzam), znaleźlibyście tam plantacje qatu z
równą łatwością co sady jabłkowe w okolicach Grójca.
Jemen to obecnie
jeden z najbardziej niebezpiecznych krajów na świecie. Pochłaniająca coraz
więcej ofiar wojna domowa, do tego duża aktywność Al-kaidy – o ile jeszcze
kilka lat temu marzyłem by tam pojechać, teraz mi przeszło. Najgorsze,
że perspektyw na poprawę sytuacji politycznej i ekonomicznej po prostu nie ma.
Co będzie z
jemeńską kawą? Niestety, o optymizm trudno. Arabika z Jemenu nigdy nie była tania. Ilość zbieranej tam kawy z roku na
roku maleje. W 2012 roku było jej 250 tysięcy 60-kilogramowych worków, rok później już
tylko 200 tysięcy. To 5 razy mniej niż zebrano w Papui Nowej Gwinei i 250 razy
mniej niż w Brazylii, która jest liderem światowego rynku kawy. Połowa zebranych w Jemenie ziaren trafia do Arabii Saudyjskiej,
która, jak wiadomo, oszczędzać nie musi. Jeśli
dołożymy do tego problemy transportowe przy wywozie kawy z Jemenu i szalejący
kurs dolara, zagadka wysokiej i ciągle rosnącej ceny jemeńskiej arabiki przestaje być
zagadkowa.
Jeszcze poważniejszy problem to coraz mniej przewidywalna jakość kawy. Niestabilna sytuacja polityczna, umierająca gospodarka, niedobór wody i niekontrolowany proces obróbki – wszystko to sprawia, że coraz trudniej znaleźć na rynku jemeńską
kawę z pewnego źródła, gwarantującego wysoką jakość.
W naszym sklepie Jemen Mattari pojawia się po dłuższej przerwie. Dostawałem wiele zapytań, kiedy
wreszcie się pojawi, więc jest. Ponieważ cena jest wysoka, na początek kupiłem mały 25 – kilowy worek ze zbiorów w 2014 roku. Kawa jest - jak na Jemen
przystało - złożona i chmurna w wyrazie. Jest w niej trochę agrestowej w
charakterze owocowości, ale dominuje ciemna czekolada, drewno cedrowe i nuty skórzane. Pełnię takiego profilu według mnie najlepiej wydobywa ekspres ciśnieniowy, ale także w kawiarce kawa da niezły pokaz swoich możliwości.
Właściciele ekspresów pewnie się ucieszą, że wraz z Jemenem, powraca także
klasyczna mieszanka Mokka Jawa, czyli połączenie ziaren z Jawy i Jemenu, w
historycznie zachowanych proporcjach czyli dwie części Jawy plus jedna część Jemenu.
Obiecuję, że
będę dalej poszukiwał kaw z Jemenu i jeśli tylko uda mi się znaleźć worek
magicznych ziaren Harazi, Sanani, Ismaili czy Mattari z najświeższego zbioru,
na pewno się u nas pojawią . Bo do kaw z Jemenu mam bardzo dużą słabość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz