sobota, 5 stycznia 2013

Kopi Luwak

O Kopi Luwak mówi się różne rzeczy. Że to najdroższa kawa na świecie, że to kawa robiona przez palantów dla palantów, że za jej niesamowity smak warto  zapłacić każde pieniądze i że to wielkie nic napompowane przez skuteczny marketing. Kopi Luwak, wbrew temu co się powszechnie uważa, ma całkiem długą historię. 


 
  

Wszystko zaczęło się w połowie XIX wieku na holenderskich plantacjach na Jawie, gdzie lokalni mieszkańcy zaczęli wybierać ziarna kawy z odchodów łaskuna, bo Holendrzy ziarna zbierane z kawowych krzewów trzymali wyłącznie dla siebie. Nawiasem mówiąc, w długim katalogu krzywd wyrządzonych Jawajczykom przez rzekomo oświeconych przybyszów z Europy akurat ta nie była wcale najgorsza  - za to co Holendrzy tam wtedy wyprawiali, w moim prywatnym sądzie dostaliby zbiorowe dożywocie bez możliwości apelacji.

W każdym razie to, co zaczęło się jako kawa dla biedaków, po 150 latach stało się trudno dostępnym luksusem dla najbogatszych. Taki śmieszno-straszny paradoks. Obecnie Kopi Luwak wytwarza się głównie w Indonezji – na Jawie, Sumatrze i Celebes. Rocznie na rynku pojawia się około 1000 kilogramów tej kawy. Jej cena w Polsce to około 300 zł za 100 gramów. Czy warto? Moim zdaniem nie bardzo. Za 10 albo mniej procent tej ceny można sobie kupić kenijską Korogoto, Geishę z Panamy czy Jemen Mattari, które są dużo ciekawszymi kawami. Jedyna przewaga Kopi Luwak polega na tym, że wskutek działania enzymów trawiennych zwierzaka, ma ona mniej białka, a co za tym idzie, jest mniej gorzka. To wszystko prawda, ale działając według tego rodzaju logiki może zamiast napić się kawy lepiej po prostu zjeść pączka? Jakość Kopi Luwak zależy oczywiście od jakości ziaren, gleby i warunków klimatycznych na danej plantacji, a te bywają bardzo różne. Może nam się trafić Kopi Luwak zrobiony z porządnej arabiki albo marnej robusty. Poza tym na rynek trafia wiele podróbek i mieszanek, gdzie pięć procent rzeczywiście przeszło przez przewód pokarmowy łaskuna, ale cała reszta została zebrana metodą tradycyjną, wymagającą dużo mniejszych wyrzeczeń. 


Moja najpoważniejsza wątpliwość dotycząca Kopi Luwak jest natury etyczno -  ekologicznej. Ostatnio pojawiły się doniesienia o powstawaniu mini-ferm na których trzyma się łaskuny w klatkach. W celu zwiększenia ”wydajności” produkcji, karmi je się wyłącznie ziarnami kawowca, co, jak się łatwo domyślić, nie jest naturalną dietą tych zwierząt. Często powtarza się slogan o tym, że ludzka wyobraźnia nie zna granic. Moim zdaniem, o wiele bardziej prawdziwe jest twierdzenie, że jest ona do bólu przewidywalna, a przykład parcia na zysk z Indonezji jest tego kolejnym przykrym dowodem. Podobno nawet 20 procent sprzedawanej Kopi Luwak jest produkowane w taki sposób, więc jeśli macie zamiar ją kupić, sprawdzajcie czy wasza nie pochodzi z klatkowej hodowli.
Naprawdę nie mam nic przeciwko Kopi Luwak, która powstaje w naturalny  sposób – wolno żyjący łaskun spaceruje pośród pięknego indonezyjskiego krajobrazu, gdy zgłodnieje czasem sobie skubnie ziarno kawowca, potraktuje enzymami, wydali, a czujny tubylec zbierze. Jeśli są ludzie gotowi płacić za taką kawową ciekawostkę tyle pieniędzy – super. Ale klatki i przymusowa dieta, dziękuję, nie skorzystam.

Aha, mam jeszcze jedną złą wiadomość dla wielbicieli Kopi Luwak – jeśli myślicie że to najdroższa kawa na świecie, jesteście w błędzie. Tajlandzka firma Anantara bierze za swoją jeszcze więcej. Kawa nazywa się Black Ivory, a w procesie jej produkcji zamiast łaskunów występują słonie. Reszta wygląda podobnie – enzymy słonia likwidują gorzkość w kawie, ziarna są wydalane, potem trzeba już tylko zatkać nos, wydobyć ziarna, oczyścić i wysuszyć na słońcu. W sumie, to się nawet nie dziwię, że w prowadzonych przez firmę kurortach, chętnych na tę kawę kasują po 50 dolarów za filiżankę.

zdjęcie 1: eGuide Travel
zdjęcie 2: Me and my Tripod

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie napisane. Ogromne dzięki, bo miałam ostatnio przyjemność zostać obdarowana ziarnami kopi luwak, ale moja wiedza na ten temat była znikoma, a o 'czarnej stronie' tej kawy nie wiedziałam nic.

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdego ranka delektuję się jej smakiem i jak teraz o niej piszę, to nie mogę się doczekać poranka :) Tak, jestem kawoszką. Są ludzie, którzy delektują się herbatą - ja do nich nie należę.

    OdpowiedzUsuń