Wszystko zaczęło się w połowie XIX wieku
na holenderskich plantacjach na Jawie, gdzie lokalni mieszkańcy zaczęli
wybierać ziarna kawy z odchodów łaskuna, bo Holendrzy ziarna zbierane z
kawowych krzewów trzymali wyłącznie dla siebie. Nawiasem mówiąc, w długim
katalogu krzywd wyrządzonych Jawajczykom przez rzekomo oświeconych przybyszów z
Europy akurat ta nie była wcale najgorsza - za to co Holendrzy tam wtedy wyprawiali, w
moim prywatnym sądzie dostaliby zbiorowe dożywocie bez możliwości apelacji.
W każdym razie to, co zaczęło się jako
kawa dla biedaków, po 150 latach stało się trudno dostępnym luksusem dla
najbogatszych. Taki śmieszno-straszny paradoks. Obecnie Kopi Luwak wytwarza się
głównie w Indonezji – na Jawie, Sumatrze i Celebes. Rocznie na rynku pojawia się
około 1000 kilogramów tej kawy. Jej cena w Polsce to około 300 zł za 100
gramów. Czy warto? Moim zdaniem nie bardzo. Za 10 albo mniej procent tej ceny
można sobie kupić kenijską Korogoto, Geishę z Panamy czy Jemen Mattari, które są dużo ciekawszymi kawami.
Jedyna przewaga Kopi Luwak polega na tym, że wskutek działania enzymów
trawiennych zwierzaka, ma ona mniej białka, a co za tym idzie, jest mniej
gorzka. To wszystko prawda, ale działając według tego rodzaju logiki może
zamiast napić się kawy lepiej po prostu zjeść pączka? Jakość Kopi Luwak zależy
oczywiście od jakości ziaren, gleby i warunków klimatycznych na danej
plantacji, a te bywają bardzo różne. Może nam się trafić Kopi Luwak zrobiony z
porządnej arabiki albo marnej robusty. Poza tym na rynek trafia wiele podróbek
i mieszanek, gdzie pięć procent rzeczywiście przeszło przez przewód pokarmowy
łaskuna, ale cała reszta została zebrana metodą tradycyjną, wymagającą dużo
mniejszych wyrzeczeń.
Moja najpoważniejsza wątpliwość
dotycząca Kopi Luwak jest natury etyczno -
ekologicznej. Ostatnio pojawiły się doniesienia o powstawaniu mini-ferm na
których trzyma się łaskuny w klatkach. W celu zwiększenia ”wydajności”
produkcji, karmi je się wyłącznie ziarnami kawowca, co, jak się łatwo domyślić,
nie jest naturalną dietą tych zwierząt. Często powtarza się slogan o tym, że
ludzka wyobraźnia nie zna granic. Moim zdaniem, o wiele bardziej prawdziwe jest
twierdzenie, że jest ona do bólu przewidywalna, a przykład parcia na zysk z
Indonezji jest tego kolejnym przykrym dowodem. Podobno nawet 20 procent
sprzedawanej Kopi Luwak jest produkowane w taki sposób, więc jeśli macie zamiar
ją kupić, sprawdzajcie czy wasza nie pochodzi z klatkowej hodowli.
Naprawdę nie mam nic przeciwko Kopi
Luwak, która powstaje w naturalny sposób
– wolno żyjący łaskun spaceruje pośród pięknego indonezyjskiego krajobrazu, gdy
zgłodnieje czasem sobie skubnie ziarno kawowca, potraktuje enzymami, wydali, a
czujny tubylec zbierze. Jeśli są ludzie gotowi płacić za taką kawową
ciekawostkę tyle pieniędzy – super. Ale klatki i przymusowa dieta, dziękuję,
nie skorzystam.
zdjęcie 1: eGuide Travel
zdjęcie 2: Me and my Tripod
Bardzo ciekawie napisane. Ogromne dzięki, bo miałam ostatnio przyjemność zostać obdarowana ziarnami kopi luwak, ale moja wiedza na ten temat była znikoma, a o 'czarnej stronie' tej kawy nie wiedziałam nic.
OdpowiedzUsuńKażdego ranka delektuję się jej smakiem i jak teraz o niej piszę, to nie mogę się doczekać poranka :) Tak, jestem kawoszką. Są ludzie, którzy delektują się herbatą - ja do nich nie należę.
OdpowiedzUsuń